Zamknij

Interwencja SOR

07:50, 08.01.2015 Aktualizacja: 07:54, 08.01.2015
Skomentuj
Kilka dni temu miałem okazję dokonać interwencji w sprawie zajścia w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Oto młody chłopak, przyprowadził swojego Ojca z prośbą o jak najszybszą pomoc, gdyż ten cierpiał na okropny ból głowy, doprowadzający aż do omdleń.

Kilka dni temu miałem okazję dokonać interwencji w sprawie zajścia w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Oto młody chłopak, przyprowadził swojego Ojca z prośbą o jak najszybszą pomoc, gdyż ten cierpiał na okropny ból głowy, doprowadzający aż do omdleń. Wiele godzin trwało zdiagnozowanie problemu i zastosowanie leczenia - notabene dość błahego, jednak dla pacjenta i jego syna okres oczekiwania, to była prawdziwa trauma. Siedzenie w izbie oczekujących i dopytywanie się czy można szybciej udzielić pomocy jest z perspektywy czytelnika dość mało przekonujące, jednak, gdy widzimy cierpiącego, który w każdej minucie z powodu bólu traci kontakt z rzeczywistością, pragniemy pomóc już - natychmiast.
Pięć godzin trwało ustalenie przyczyny i podanie leków, ale nie to było najtrudniejsze dla chorego i jego syna. Dużo gorszy był fakt, że w ich odczuciu lekarz nie przejawiał zbyt dużej wrażliwości i zaangażowania w zmianę ich sytuacji. Kilka szybkich, pozbawionych emocji odpowiedzi - czekać , czekać na wyniki badania krwi - doprowadziło do eskalacji złości. A złość wynikała przede wszystkim z bezsilności na fakt, że oto każdy przepędza nas - chorych - z miejsca w miejsce i niemal z ostatecznej łaski udziela nam informacji czy pomocy. Zapytałem obu stron, dlaczego? Skąd się bierze takie nastawienie - pacjent czuje się lekceważony, lekarz - stwarza wrażenie braku zrozumienia na cierpienie.
Głos lekarza: - Dlaczego my lekarze Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych zamiast ratować bezpośrednie zagrożenia, zajmujemy się niemal każdym przypadkiem choroby. Począwszy od kaszlu po kolkę? Dlaczego dyżur jest przepełniony lamentowaniem i złorzeczeniem na całą służbę zdrowia, podczas gdy my - lekarze SOR - działamy wyłącznie w jakimś fragmencie tejże służby? Dziś utrudniony, a w wielu przypadkach niemal niemożliwy jest szybki dostęp do specjalistów. Doprowadza to do takich sytuacji, że pacjent zgłasza się na SOR, aby lekarz pełniący tam dyżur zajął się jego nieleczonym sercem, aby lekarz SOR zajął się tarczycą - bo na wizytę w przychodni do endokrynologa zarejestrowany jest ów pacjent na ... 2016 rok - na grudzień! I tak Szpitalny Oddział Ratunkowy stał się dziś receptą na ratunek dla chorych, którzy nie są w terminie leczeni ze swoich dolegliwości. Jeśli długie oczekiwanie do onkologa - SOR przyjmie cię od razu a lekarz - pomimo dziesiątek innych przypadków - musi udzielić ci wstępnej pomocy i nie odeśle z kartką - radź sobie sam, ale zmuszony będzie zadziałać. Aż do dostarczenia na leczenie we właściwej placówce włącznie. Pisząc te słowa na portalu fb, posłużę się prywatą i przytoczę swój własny przypadek, gdy w 2012 roku uległem wypadkowi i uszkodziłem kręgosłup, przejechałem kilkaset kilometrów w poszukiwaniu ratunku. Kilku lekarzy diagnozowało przypadłość i odsyłało. Odsyłało od szpitala do szpitala, od apteki do apteki, od specjalisty do ... pogotowia, które jako jedyne nie zawodziło. Ale i pogotowie nie mogło wozić w nieskończoność od Wałcza, do Koszalina i Połczyna w poszukiwaniu ratunku. Pomógł - Szpitalny Oddział Ratunkowy w Drawsku Pomorskim. Kiedy zwiedziłem, bez przyjemności - łóżka w kilku szpitalach naszego regionu, okazało się, że lekarz drawskiego SOR, jako jedyny powziął decyzję, która okazała się skuteczną - natychmiast do neurochirurga! Bez kolejek (sięgających 9 miesięcy), bez łapówek, (bo i takie myśli przychodzą w chorobie do głowy, byleby skończyło się cierpienie), bez koneksji! Właśnie lekarz SOR, który miał na oddziale kilkunastu innych chorych oczekujących na pomoc, wydał decyzję, która winna być wydana wiele tygodni wcześniej przez specjalistę. Ale do specjalisty dostać się nie mogłem.
Ale właściwie dlaczego o tym, o swoich przejściach piszę? Otóż wydaje mi się, że cała ta nasza służba zdrowia stała się taką spychologią opisaną powyżej. Idź, jedź, lecz się ale nie u mnie, bo ja mam za małe środki, nie jestem odpowiednim specjalistą, aby ci pomóc. Więc rejestruj się Panie pacjencie i czekaj - dziewięć miesięcy do neurochirurga, dwa lata do endokrynologa, pół roku do kardiologa, rok do ortopedy... leżąc i cierpiąc - czekaj. Czyż poza lekarzem SOR nie ma odważnego, który wystawi skierowanie w treści: - natychmiast przyjąć!? Czyż nie może być więcej procedur (obrzydliwe słowo, które ma zastąpić słowo "pomogę ci" ), gdy lekarz poprowadzi za rękę - bo zdarzają się i tacy pacjenci, którzy oczekują, że lekarz zadzwoni do specjalisty, zapyta, umówi. Oj nie - u nas nie można w ten sposób i tułamy się od Kajfasza do Annasza, od przychodni do przychodni... Żeby dostać się do neurochirurga, należy zarejestrować się do lek. rodzinnego - ten przyjmie nas po kilku dniach oczekiwania. Lekarz rodzinny nie może jednak wydać skierowania do neurochirurga, bo to może wydać - specjalista neurolog. No więc rejestrujemy się do neurologa - tu oczekiwanie - około miesiąca. Dopiero neurolog - o ile uzna za konieczne i będzie miał jeszcze "limity" da nam skierowanie do neurochirurga - a tu 9 miesięcy i już wiemy, że - neurochirurg nakaże wykonanie zdjęć rezonansem magnetycznym - czas oczekiwania - pięć miesięcy... po kilku latach jesteśmy zdiagnozowani, można podjąć leczenie - na operację poczekamy ...
Powróćmy jednak do owego pacjenta, który wraz z synem oczekiwali przez pięć godzin pomocy. Napiętnować lekarza - tego, który pomimo wszystko pomógł, czy też odsunąć ból, cierpienie i zapomnieć?
A może nie zapominać i nie piętnować a zacząć zadawać sobie trud i sprawdzić - dlaczego tak jest, że lekarz SOR ma ratować, to co powinno zostać leczone w gabinetach specjalistów, do których wielomiesięczne kolejki. Może sprawdźmy, dlaczego protestowali lekarze rodzinni? Czy tylko dla pieniędzy i własnych wygód?
Czy po raz kolejny spychologia rządzących doprowadzi do dramatów i złorzeczenia? Do jakich granic można znosić takie zarządzanie służbą zdrowia? Ba! Do jakich granic można znosić zarządzanie nami samymi...
Obyśmy zdrowi byli!

Biuro Rady Powiatu Drawskiego
pl. E. Orzeszkowej 3
78-500 Drawsko Pom.
Tel. 512 353 223


Tekst: Mariusz Nagórski

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%