Zamknij

Gdyńskie UFO i Jezioro Tajemnic (cz.2)

07:03, 25.07.2018 Aktualizacja: 08:06, 18.08.2018
reo
Trop najpilniej strzeżonego sekretu w Polsce prowadzi na Pojezierze Drawskie, dwadzieścia kilometrów od Czaplinka - do "leśnego miasteczka".

Trop najpilniej strzeżonego sekretu w Polsce prowadzi na Pojezierze Drawskie, dwadzieścia kilometrów od Czaplinka - do "leśnego miasteczka".

Kilka miesięcy temu, podczas dorocznej konferencji "Jezioro Tajemnic" w Czaplinku okazało się, że uczestnik Akcji "JT" Jerzy Janczukowicz, legenda polskich poszukiwań podwodnych, był w latach pięćdziesiątych proszony o udział w poszukiwaniach zatopionego Niezidentyfikowanego Obiektu Latającego, który spadł do gdyńskiego basenu portowego 21 stycznia 1959 roku. Obiekt został podobno wydobyty przez wojsko i Urząd Bezpieczeństwa, a następnie wywieziony w nieznanym kierunku.

Podczas lutowej konferencji mieszkający w trójmieście Pan Jerzy początkowo miał opowiadać o swoich doświadczeniach z penetracji jeziora Drawsko. Na skutek próśb uczestników szybko jednak zmienił temat i opowiedział o intrygujących wydarzeniach z przed lat:
- Pamiętam, że otrzymaliśmy prośbę od organizatora tego poszukiwania, że jest potrzebna ekipa nurków ze sprzętem do Gdyni, w celu odszukania czegoś, co spadło do basenu portowego. Chodziło o to, że kilku pracowników portowych widziało, że jakiś obiekt bardzo silnie emanujący światłem, spadł do wody. Naszym zadaniem było zejście w to miejsce, odszukanie i jeśli to możliwe - podjęcie tego obiektu.
Grupa Pana Jerzego była jedyną taką w Polsce. Jak dalej wspomina, problemy piętrzyły się od początku. Przede wszystkim, pytani o szczegóły pracownicy portu nie byli zgodni co do dokładnej lokalizacji katastrofy. Pokazywali różne miejsca, co utrudniało poszukiwania i poszerzało ich obszar. Problemem w tym przypadku były ograniczone zapasy powietrza. Głębokość portowa nie jest wielka (kilkanaście metrów), ale portowe wody - szczególnie wtedy, były bardzo brudne. Widoczność była ograniczona do minimum, nurek wyciągający dłoń ledwie ją dostrzegał. Z tego powodu mógł przepłynąć dosłownie obok poszukiwanego obiektu i zupełnie go nie zauważyć. Dodatkowo, nurkowie nie posiadali specjalistycznego sprzętu, ani nawet kompasów podwodnych, przy pomocy których można byłoby tę trasę uczciwie zbadać. Z tego powodu pas poszukiwania był stosunkowo niewielki.
- W rezultacie nic tam nie znaleźliśmy. Albo nasze poszukiwania nie wyglądały tak, jak byśmy sobie życzyli, albo to coś może wbiło się w dno. Po wyjeździe z portu sprawa przestała nas interesować - podkreślił Pan Jerzy.

Na zakończenie przytoczył wypowiedzi swoich rozmówców z kulis sali konferencyjnej. Według nich, a także relacji przytaczanych w mediach, obiekt wielkości beczki został wydobyty. Wewnątrz znajdować się miał nieokreślony płyn. Pojmano także sześciopalczastą istotę, która zmarła w szpitalu po zdjęciu z niej skafandra i bransolety. Podobno po wydobyty pojemnik zgłosili się Rosjanie. Miano go zawieść do bazy wojskowej w... Bornym Sulinowie, ok. 20 km od Czaplinka. Na miejscu, podczas zdejmowania pojemnika, miał się on stoczyć z przyczepy lub wagonu i rozszczelnić. Więcej na ten temat nie wiadomo...

Jak dodał J. Janczukowicz, tamto poszukiwanie było powadzone nieodpłatnie, ale z zachowaniem odpowiedniej staranności. Po latach nie potrafi jednak określić osoby, która zwróciła się o pomoc w tej sprawie - czy był to urzędnik Urzędu Bezpieczeństwa, czy tajny policjant lub profesor z jakiejś uczelni lub instytutu morskiego.
Dodajmy przy tej okazji, że jedno z pierwszych na świecie zdjęć niezidentyfikowanego obiektu latającego wykonano w 1947 roku w Czaplinku. To ten sam rok, w którym dokonano pierwszej współczesnej obserwacji tego zjawiska, a także rok tajemniczych wydarzeń z Roswell. Zaczęło się od doniesienia pilota Kennetha Arnolda, który poinformował o dziewięciu niezwykłych obiektach latających zaobserwowanych podczas lotu nad Górami Kaskadowymi. Ich prędkość oszacował na 2500 km/h. Tego samego dnia w rejonie północno-wschodniego Pacyfiku odnotowano także 18 innych obserwacji niezwykłych obiektów latających.

Jak donosi blog "paranormalnapolska", "Czaplinek był jednym z pierwszych miejsc w Polsce, gdzie zaobserwowano UFO. (...) Latający spodek udało się nawet sfotografować. Zdjęcie przedstawia dużych rozmiarów dysk lecący nisko nad ziemią. (...) W latach 40. nie umiano jeszcze tak manipulować zdjęciami jak obecnie, więc przypuszcza się, że ujęcie jest autentyczne. Nie można mieć jednak pełnej pewności, zwłaszcza, że autor zdjęcia już nie żyje.".
Kto był autorem zdjęcia i w jakich okolicznościach zostało wykonane? Prosimy o informacje! Każdą informację nagradzamy Certyfikatem Uczestnika Akcji "Jezioro Tajemnic"!

Na łowców UFO i innych sekretów historii czekają w powiecie drawskim świetne i niedrogie noclegi w wielu okolicznych ośrodkach. Pojezierze Drawskie jest doskonałą bazą wypadową do zwiedzania całego pomorza zachodniego, a czas dojazdu stąd nad Bałtyk to tylko jedna godzina.

Tekst i zdjęcia:

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%